Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 23 sierpnia 2012

"Kujony, wszędzie kujony"

Siemson :)
Dzisiaj ciąg dalszy opowieści z obozu w Lublinie. ;)
A więc mimo że byłyśmy we 3 w pokoju i zdążyłyśmy się trochę poznać dalej miałyśmy mieszane uczucia. Nie wiedziałyśmy czego się spodziewać (mimo że dla mnie i Asi był to niepierwszy obóz). Kiedy wieczorem leżąc już w łóżkach zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać okazało się, że każda z nas myślała, że to obóz dla "kujonów" i ogólnie osób, które nie potrafią się dobrze bawić, myślą tylko o nauce itp... Na szczęście to okazało się całkowitym mitem o czym przekonałyśmy się bardzo szybko ;)
Drugiego dnia poznałyśmy naszego obozowego wychowawcę. Byłyśmy mile zaskoczone kiedy w drzwiach naszego pokoju stanęła młoda, uśmiechnięta Pani Justyna. Szybko się z nią zaprzyjaźniłyśmy więc była częstym gościem w słynnej "507-mce" (więcej o Pani Justynie dowiecie się w osobnym poście, który poświęcimy specjalnie dla niej).
 Później zaczęła się integracja z naszą 12-o osobową grupą ;) Jak to mówią "pierwsze koty za płoty" ;) Koło godziny 20.00 pierwszy pogodny wieczór i? Wieeeelka niespodzianka. Okazało się, że trafiłyśmy do wspaniałego ośrodka (pozdrawiamy cały DS2) w którym przebywają cudowni ludzie. Zaczynając od KOCHANEJ PANI KIEROWNIK <3 poprzez wychowawców, służbę medyczną, a kończąc na samych stypendystach. Sympatyczni, wyluzowani ludzie z którymi można wszystko. Są i do tańca i do różańca :) Zintegrowałyśmy się ze wszystkimi bardzo szybko między innymi przez słynną "belgijkę", którą znać powinien każdy stypendysta :) Później było już tylko coraz lepiej... Widocznie "kujony" też mogą być spoko :D
 Z każdym kolejnym dniem coraz częściej powtarzałyśmy, że nie chcemy wracać do domu...


Maliny z drużyny Pani Justyny ♥
"Poz­naj, za­nim ocenisz." 

1 komentarz:

  1. Nasza kochana Pani Kierownik ;) Super wspomnienia,było świetnie ;D

    OdpowiedzUsuń